3 miesiąc

Trzeci miesiąc już za nami! To niesamowite że minął jak pstryknięcie palcami.

Synku, z dnia na dzień umiesz coraz więcej:
- machać łapkami do Eustachego zawieszonego na pałąku nad bujaczkiem
- cieszyć się do zabawek wiszących nad Twoją głową gdy leżysz na macie
- gugać, więcej i głośniej
- śmiać się rano po przebudzeniu i witać nas uśmiechem
- spać w nocy i to czasami aż 6-7 godzin!
- regularniej jeść
- płakać na deszcz
- manifestować niezadowolenie gdy jest zbyt ciepło
- koncentrować wzrok na jednym obiekcie
- oglądać nasze twarze
- zauważać swoje ręce
- robić bańki ze śliny
- oglądać książeczki z bajkami

Całymi dniami pchasz też dłonie do ust, jednocześnie śliniąc wszystko wokół. Ostatnio musiałam przebrać Cię przed wyjściem 3 razy z rzędu, z powodu obślinienia ubrania aż do pępka. Mam nadzieję że kolejny miesiąc przyniesie ze sobą lato i wiele nowych ekscytacji :)

Kolki, płacze i inne nieszczęścia

W ciąży uznałam że po porodzie jakoś to będzie - w końcu każda matka posiada intuicję, czyż nie? Każda także uczyła się tego jak dziecko jest zbudowane i jak dbać o jego higienę. Zrobiła wyprawkę. Pościeliła łóżeczko i wyprasowała ubrania. Zadbała o uwicie gniazda. Czego się więc obawiać? Jedynie czekać na rozwiązanie - a później już tulenie, tulenie i tulenie... Tyle wyobrażeń, a tymczasem rzeczywistość potrafi się z nimi rozminąć.

Dopiero po porodzie usłyszałam termin "kolki" i jakoś skojarzyłam że coś mi to mówi - nie pamiętałam jedynie w którym to kościele dzwoni... To po porodzie przeżyłam najgorszy tydzień, gdy moje dziecko płakało niemal bez przerwy - a ja razem z nim, bo wydawało mi się, że skoro wrzeszczy i krzyczy, dzień i noc, to z pewnością dzieje mu się jakaś okrutna krzywda, a ja również mu ją wyrządzam - brakiem pomocy. W pewnym momencie z przerażeniem zauważyłam jak małe ciałko wygina się we wszystkie strony i napręża. A ponieważ zewsząd grzmiało niczym wyrok: "no tak, chłopcy mają problemy z kolkami", to co widziałam zinterpretowałam jako kolki, a te, idąc za brzmieniem tego wyrazu - jako ból brzucha, który wszystkiemu jest winien.

Jednak obserwacja mojego dziecka, początkowo około 22 godzin na dobę (bo tyle pozostawałam w gotowości) przyniosła mi nieco inne wnioski. Otóż, szaleńczo wg niektórych, doszłam do wniosku że ból brzucha nie jest przyczyną mrożącego krew w żyłach wrzasku. To tylko jeden z przyczynków do histerycznej reakcji, ale wcale nie jedyny.
Wg moich wniosków Kazik wpadał w szał gdy odczuwał że nie jest już w brzuchu. Gdy stykał się z czymś nowym. Gdy zdarzało mu się usłyszeć lub zobaczyć więcej, głośniej, coś innego niż dotychczas. Gdy było mu za chłodno lub za ciepło, gdy bujało za mocno lub nie bujało, gdy było zbyt stabilnie, gdy było plecami do dołu, gdy było daleko od mamy lub pachniało czymś nowym. No i oczywiście gdy mleko wlatywało do brzucha, a to co w brzuchu przesuwało się w stronę pieluchy, ale równocześnie niewyćwiczone zwieracze zaciskały się zamiast otwierać, co powodowało napinanie, wyginanie się, ból - i kolejną dawkę krzyku. Nierozwinięty układ trawienny był dodatkowym powodem, nie główną przyczyną.

Aby nie móc sobie nic zarzucić - i zwiększyć prawdopodobieństwo przyniesienia ulgi dziecku - chwytaliśmy się jednak większości sensownie brzmiących (lub trafiających w intuicję) rozwiązań, w tym tych dotyczących uporania się z bólem brzuszka. W naszym wypadku ostatecznie sprawdził się poniższy zestaw "anty kolkowy". Od razu zaznaczam, że metod jest jeszcze więcej i w wypadku każdego dziecka może podziałać nieco inny zestaw.

- metoda 5s - u mnie na pierwszym miejscu, ponieważ pomagała nam radzić sobie z bólem istnienia dzidziusia i stworzyć mu warunki przypominające te z brzucha - w momentach histerii ("napadów kolkowych")  oraz podczas nocnego usypiania
- tulenie, kangurowanie, noszenie na rękach - nie, nie boję się że dziecko "się przyzwyczai", uważam że gdy zacznie raczkować to samo zejdzie z rąk, a póki co nie umie samo się przemieszczać, jest zupełnie od tych rąk uzależnione. No i póki mogę to tulę, to najpiękniejsze chwile bliskości. Pomagają mu poczuć się bezpiecznie, wyciszyć, uspokoić smutki - ramiona matki powinny być wypisywane na każdej recepcie na kolki
- bujanie, wspólne tańczenie i śpiewanie - jak wyżej
- kropelki - ułatwiające dojrzewanie układu pokarmowego oraz rozbojanie pęcherzyków powietrza i wydalanie gazów. W naszym wypadku jest to probiotyk Biogaia i krople Espumisan 100 - do stosowania od pierwszych dni życia. Wkrótce Kazik skończy 3 miesiące i będziemy odstawiać jedne i drugie
- masaże brzuszka - w internecie można znaleźć filmy instruktażowe pokazujące kierunek wymasowywania z jelit zalegających tam gazów. Dodatkowo robienie "rowerka" nóżkami. I dużo leżenia na brzuchu - Kazik uwielbia spać w tej pozycji
- ciepłe kąpiele - na rozluźnienie i uspokojenie
- ciepłe okłady - my stosowaliśmy zwykły termofor, ale można kupić mały, dopasowany do rozmiarów brzuszka dziecka, np. z pestkami wiśni (wówczas nie stosujecie wody - wrzątek może się rozlać i być niebezpieczny, należy szczególnie uważać stosując zwykłe termofory!)
- czas - już teraz, blisko 3 miesiąca, widzę jak dziecko zmienia się w tym czasie i dorasta psychicznie i fizycznie. Z tego względu zaczęłam wierzyć w teorię 4 trymestru - zwykle po 3 miesiącach problem kolek mija.

Jeśli i Wy szukacie sposobów złagodzenia bólu Waszych dzieci - mam nadzieję że powyższe metody, lub zmodyfikowane i połączone z kilkoma innymi które można znaleźć w poradach innych rodziców, szybko pomogą! Pamiętajcie - z czasem ma być tylko łatwiej :)

Recenzja: Harvey Karp, Najszczęśliwsze niemowlę w okolicy

Tę książkę poleciła mi jedna z mam z mojej ulubionej grupy na FB, w momencie gdy zrozpaczona zapytałam pewnej nocy o sposoby radzenia sobie z kolką. Miałam za sobą wszelkiej maści kropelki, masaże, termofory, kąpiele, suszarki i inne metody, z których działała żadna. Wprawdzie nie dażę zaufaniem lektur poradnikowych dla rodziców, jednak ta mama wzbudzała moje zaufanie, w dodatku również ma syna Kazika - intuicja podpowiedziała mi, że warto spróbować. Jeszcze tej samej nocy odnalazłam książkę w księgarni internetowej i zamówiłam priorytetem.

Jedyne czego żałuję to to, że nie przeczytałam tej pozycji wcześniej. Najlepiej jeszcze w ciąży, aby od pierwszego dnia po porodzie rozumieć więcej.

Dr Harvey Karp to uznany pediatra oraz ekspert od rozwoju dziecka, ma za sobą przebadane tysiące małych ludzi. Na podstawie własnych obserwacji opracował system postępowania z płaczącymi dziećmi oraz wytłumaczył, w jego rozumieniu w sposób właściwy, fenomen kolki. W pierwszej chwili teoria brzmi dość szamańsko, ale muszę przyznać - ja jej ufam. W naszym wypadku porady się sprawdziły, a to co stosowaliśmy intuicyjnie ustawione w lepszą kolejność i wykończone lepszą jakością w końcu przyniosło sukces!

Osobiście uważam, że kolki to nie, jak powszechnie się uważa, bóle brzucha. Wg mnie jest to reakcja niedojrzałego układu emocjonalnego dziecka na fakt znalezienia się poza brzuchem matki, a to co odczytujemy za problemy z małym brzuszkiem - to tylko jeden z elementów, w dodatku nadmierna reakcja na drobne problemy, które wraz z upływem tygodni przestają być za nie postrzegane przez samo dziecko.

Książka pomogła mi nie tylko się uspokoić i dała ukojenie w potwierdzeniu powyższej teorii, ale także podała mi na talerzu rozwiązanie pewnych problemów. Możecie to uważać za szamaństwo i praktyki czarownic (niektóre metody w pierwszym momencie wyglądają przerażająco) - najważniejsze, że u nas się sprawdziło. Kazik się uspokoił, a ja zyskałam odrobinę szczęścia - w końcu byłam w stanie ukoić moje płaczące dziecko, dać mu chwilę odpoczynku i odegnać przerażenie. A nie ma nic ważniejszego w wypadku młodej matki, nieprzespanych nocy i zapłakanego noworodka.

Dr Karp przytacza swoją metodę, która opiera się na czterech teoriach:
- czwartego trymestru - wg której pierwsze trzy miesiące są dla dziecka przejściem ze stanu z brzucha do świata na zewnątrz - w tym czasie warto dać dziecku ukojenie poprzez odtworzenie atmosfery maminego brzucha
- odruchu uspokajania się - jako wyłącznika płaczu, z którym dzieci się rodzą, należy "tylko" go odnaleźć i umiejętnie włączać
- metody "5s" - wynalazku, któremu długo będę wdzięczna, który pozwolił nam zapanować nad histerią i "kolkami", dał ukojenie, uspokoił płacz i pomógł Kazikowi zasypiać - to pięć sposobów, które wykonywane w określony sposób i w określonej kolejności pomagają włączyć dziecku odruch uspokajania się
- przytulaczenia - jako dopełnienie "5s" - wspólnie pozwalają uspokoić niemowlę.

Polecam, gorąco polecam wszystkim obecnym i przyszłym  mamom niemowląt - tym, które szukają sposobu na ograniczenie płaczu i uspokojenie dziecka (ale również siebie i pytań "czy to normalne? czy ten płacz oznacza coś strasznego?"), a również tym które chcą wiedzieć co może spotkać je po narodzinach i jak próbować sobie poradzić w trudnych chwilach.


Baśń o półce

Dawno, dawno temu, za siedmioma rzekami, ośmioma morzami i wieloma ulicami rósł Magiczny Las. Cały zasadzony był drzewami różnych gatunków - bukami, dębami, brzozami, sosnami, modrzewiami, świerkami, a nawet drzewami owocowymi. Każde z nich miało swoją historię i długie korzenie sięgające wgłąb podłoża. Po środku lasu stało drzewo największe, najpotężniejsze i niezwykłe - było to Magiczne Drzewo o darze mówienia ludzkim głosem.
Poza drzewami las zamieszkiwały mniejsze rośliny a także zwierzęta - wiewiórki, króliki, lisy, wilki, sarenki i kilka jednorożców.
Któegoś dnia do lasu dotarł Drwal. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że zabłądził i nie umiał znaleźć drogi powrotnej. Po kilku godzinach, gdy bliski był już kresu sił, spotkał wiewiórkę wędrującą z zającem.
- Kim jesteś człowieku? - zapytały zwierzęta.
- Jestem Drwalem. Dotarłem do tego lasu w poszukiwaniu jagód, ale zabłądziłem i nie mogę znaleźć wyjścia. Czy możecie mi pomóc? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Niestety, my nigdy nie byliśmy na skraju lasu, bo tu nam dobrze. Ale znamy kogoś mądrego kto wie wszystko i może Ci pomóc - powiedziała wiewiórka.
- Bardzo chętnie skorzystam z tej pomocy - odpowiedział Drwal - jednak jestem teraz zbyt słaby aby ujść więcej niż kilka kroków.
Na te słowa wiewiórka i zając przynieśli Drwalowi posiłek - kilka orzechów, korzonków i garść rosy zebranej z liści. Ponieważ dary te pochodziły z Magicznego Lasu, Drwal szybko nabrał sił i był gotowy do dalszej podróży. Po kilku godzinach cała trójka doszła do środka lasu i stanęła przed Magicznym Drzewem.
- Magiczne Drzewo, to jest Drwal i potrzebuje Twojej pomocy - powiedział zając.
- Ależ to jest drzewo, a obiecaliście mi pomóc, a jak drzewo mogłoby mi cokolwiek powiedzieć? - zapytał z troską w głosie Drwal.
- Ja jestem Magiczne Drzewo - odpowiedziało drzewo, z lekkim oburzeniem - wprawdzie moje korzenie sięgają samego dna tego lasu i nie mogę się nigdzie ruszyć, ale wiele wiem. Umiem też pokierować Cię do wyjścia z tej krainy. Powiedz mi jednak, skąd przybywasz?
- Z krainy Siedmiu Snów - odpowiedział Drwal - i bardzo chciałbym trafić do niej znowu gdyż tęsknię za rodziną.
- Zawsze chciałem trafić gdzieś indziej i zobaczyć jak to jest. Wiedzieć jak rozmawiają ze sobą rodziny przy obiedzie, jak chodzą do pracy, jak odpoczywają... Nigdy jednak nie było mi to dane - drzewo zamyśliło się - Mam pomysł. Ja powiem Ci jak trafić do domu, a ty wyświadczysz mi przysługę, dzięki której będę mógł dowiedzieć się jak to jest w innych miejscach.
- Jak miałbym tego dokonać? - zdziwił się Drwal.
- Widzisz, tu mam dwie nieużywane gałęzie. A ty masz siekierę. Oddam Ci je abyś przerobił je na coś użytecznego, co będzie oglądało na codzień życie innych ludzi. Te gałęzie będą w snach przesyłały mi widoki z odległych krain i dzięki temu już nigdy nie zaznam nudy, zawsze będę mieć możliwość zaglądania do ich życia.
- Dobrze - zgodził się Drwal - tak uczynię jak mówisz.

Dzięki wskazówkom Magicznego Drzewa Drwal, taszcząc ze sobą dwie olbrzymie gałęzie, dotarł do skraju lasu, a następnie do krainy Siedmiu Snów. Tam następnego dnia o świcie rozpoczął pracę w swojej szopie. Wtem odwiedził go gość:
- Gdzie byłeś Drwalu? Myślałem że wspólnie popracujemy nad czymś nowym? - zapytał przybysz stając w drzwiach szopy.
- O Stolarzu, dobrze że jesteś! Nie uwierzysz co mi się przydarzyło! Opowiem ci podczas pracy o pewnym magicznym lesie, ale tymczasem chcę cię prosić o pomoc. Widzisz te dwie gałęzie oparte o bok szopy?
- Widzę, są olbrzymie, wyglądają na bardzo ciężkie i ciemne! - odpowiedział Stolarz.
- Tak. Wiele siły kosztowało mnie przytarganie ich tutaj z lasu. Chcę abyś pomógł przerobić mi je na deski. A gdy już to zrobimy - abyś przerobił je na coś użytkowego. Wspaniałe meble, spełniające swoje funkcje i służące ludziom w codziennym życiu!

Tak też zrobili. Najpierw pocięli gałęzie na deski, następnie zanieśli je do pracowni Stolarza i pracowali nad nimi wiele dni, aż w końcu Stolarz pozostał z drewnem sam na sam aby zadbać o każdy szczegół i wykończenie swojej pracy.
Po pewnym czasie Stolarz zjawił się ponownie u drzwi szopy Drwala:
- Drwalu, skończyłem! Chodź ze mną i zobacz!

Oczom Drwala ukazały się niesamowite meble, trzeba przyznać że Stolarz miał fach w ręku i z miłością przyłożył się do swojej pracy. Z desek Magicznego Drzewa wyczarował ciężki, masywny stół przy którym spokojnie mogła pomieścić się cała rodzina. Obok stołu stało 5 krzeseł o litych oparciach pokrytych płaskorzeźbami przedstawiającymi ogromne drzewo i zwierzęta u jego stóp oraz ptaki latające wokół korony. Dalej widać było ławkę, która z powodzeniem mogła stanąć w parku i służyć za miejsce odpoczynku zakochanym, starszym oraz najmłodszym i wysłuchać wielu magicznych historii. Nad ławką na haku wisiała ozdobna drewniana rama na obraz bądź ogromne zdjęcie. A w rogu, oparta o ścianę pracowni, z początku niepozorna półka. Gdy jednak Drwal przyjrzał się jej uważniej, zauważył że tak naprawdę jest to najpiękniejsza półka świata - stworzona z litych desek, dostojna i okrutnie ciężka. Ponad masywnym dołem znajdowała się powierzchnia na postawienie pamiątek, przykryta cieniutką warstwą szkła, ponad którym zamontowano lampki - tak aby światło delikatnie się w nim odbijało. Całość zwieńczona była drewnem pomieszanym ze szklanym błyskiem. Tak, półka zdecydowanie robiła wrażenie.
- Stół i krzesła otrzyma pewna rodzina. Ramę na obraz małżeństwo mieszkające nieopodal. Ławka stanie w parku tak, aby każdy mógł z niej korzystać - powiedział Stolarz.
- Zgadzam się - odpowiedział wciąż zachwycony Drwal - a półka? Co zrobimy z tak piękną półką? - zapytał.
- Półka trafi do kogoś wyjątkowego - odpowiedział Stolarz i równocześnie się do siebie uśmiechnęli.

I tym sposobem nad Twoją głową wisi półka, którą codziennie oglądasz. Gdy będziesz większy nie przejdzie Ci przez myśl że jest w niej coś wyjątkowego, bo nie będziesz już o tym pamiętał. Teraz jednak jesteś jeszcze na tyle mały, że rozumiesz więcej języków niż tylko ludzki i codziennie patrzysz na nią, machasz do niej rączkami i nóżkami i opowiadasz o wspaniałościach tego świata. Półka w zamian opowiada Ci o wspaniałościach dziejących się w Magicznym Lesie, o szumie drzew, świergocie ptaków i wiaterku płynącym ze skrzydeł elfów. I śmiejecie się do siebie nawzajem, a stare mądre Magiczne Drzewo uśmiecha się gdzieś pośrodku lasu...

Jak to wszystko ogarnąć?!

Pierwszy miesiąc po narodzinach Kazika to czas totalnego rozgardiaszu, żeby łagodnie to ująć.
Podobno istnieją dzieci idealne (czytaj: ciche i ciągle śpiące), które sprawiają, że „urlop” przy słowie „macierzyński” ma rzeczywiście sens – trudno jednak powiedzieć ile w tym prawdy J W naszym wypadku trafiliśmy na egzemplarz charakterny, w dodatku obarczony kolkami. Pierwszych kilka tygodni to czas, poza tym że piękny, bardzo straszny. Cały porządek świata odszedł w zapomnienie. Nic się nie zgadzało. Dziecko ciągle płakało i krzyczało, jadło o dowolnych godzinach, spało mało i o dziwnych porach, żądało zmiany pieluchy zbyt często lub niezbyt, ale jedno robiło regularnie – żądało uwagi. Nieustannie. Najlepiej w postaci leżenia na matce. Ciągłego. Bo jak nie to wrzask. To, oraz brak snu i hormony rozchwiane po porodzie, sprawiło że całe normalne życie poszło w odstawkę. Nie było mowy o normalnym sprzątaniu, ogarnięciu siebie, ogarnięciu rzeczywistości, ogarnięciu czegokolwiek. A gdy ktoś mówił że wszystko unormuje się samo za kilka tygodni – ciężko mi było w to albo uwierzyć albo się z tym pogodzić.
Ale rzeczywiście. Nie wiadomo kiedy z tego chaosu zaczął wyłaniać się względnie nowy świat.
Postanowiłam karmić na żądanie oraz dawać Kazikowi tyle czasu i uczucia ile potrzebuje, jedynie STARAJĄC się wprowadzać jakieś stałe działania.
W okolicach 6 tygodnia zaczęłam obserwować z ulgą, choć i zdziwieniem, normowanie się pewnych obszarów dobowych.

W tej chwili Kazik je średnio co 3 godziny. Oczywiście zdarzają się dni gdy przesuwa sobie karmienie godzinę do tyłu lub do przodu i rozchrzania całą dobę, no ale takie jest życie z dzieckiem. Zdarzają się też takie gdy chce jeść raz co 2 a raz co 4 godziny, ale przecież to nie sterowany komputerowo mechanizm. Wy też macie czasami ochotę na pomidorową, a czasami na trzy eklerki J
Po porannym karmieniu (za takie uznaję to co jest od 8, wszystko co przed 6 to noc J) następuje poranne mycie, kremowanie i przebieranie. Później chwila w łóżeczku pod karuzelą – zwykle ja wtedy lecę się umyć i przebrać jeśli nie zrobiłam tego wcześniej, ale staram się wstać przed Kazikiem, i wtedy ogarnąć jeszcze kuchnię po tym co zostawiłam tam w nocy. Następnie przytulanie, śmianie się, robienie głupich min, guganie. Koło 11 następny posiłek i wychodzimy na spacer, na którym mały śpi a ja staram się pokonać jak największy dystans w jak najkrótszym czasie – to mój jedyny czas na aktywność fizyczną, której potrzebuję aby wrócić do formy po trudnym czasie ciąży i porodu. Po spacerze koło 14 – posiłek. Później czas na popołudniowe zabawy – siedzenie na leżaczku z wibracjami i oglądanie kart kontrastowych (w tej chwili zajmuje to dość dużo czasu bo Kazik ma fazę na dokładne oglądanie obrazków, a ja w tym czasie o każdym z nich opowiadam historie), leżenie na macie (choć jest jeszcze za mały i na razie interesuje go tylko jeden motylek z szeleszczącymi skrzydełkami, nie wyciąga jeszcze rąk do zabawek więc tylko patrzy i guga), leżenie na brzuchu na drugiej macie i ćwiczenie podnoszenia głowy (to woli robić leżąc na mamie), tańczenie na rękach mamy, słuchanie piosenek z youtube i śpiewanie oraz ulubiona część – zwiedzanie mieszkania na rękach mamy i podziwianie wszystkich mebli, z ulubioną półką na czele. Czasami udaje się zdążyć z poczytaniem jakiejś bajki.
Koło 17 kolejny posiłek i faza przytulania, 18-19 drzemka po której wybieramy jakieś spokojne aktywności. 20:30 – kąpiel, później jedzenie i 21:30 po ukołysaniu i kołysance Kazik idzie spać do łóżeczka. Pierwsza pobudka nocna następuje o północy – karmienie nocne zwykle trwa 30-40 minut, bo zaspanie nie pozwala szybko jeść, a rozdrażnienie rozbudzaniem się wydłuża czas przewijania J. Tym sposobem przed 1 w nocy Kazik ląduje w naszym łóżku w sypialni – do rana śpi już z nami. Kolejne karmienia to okolice 3 i 6 rano. To pierwsze zwykle dłuższe i połączone z większą aktywnością i wzmożonym oglądaniem mieszkania, trwa godzinę – półtorej. To nad ranem – przeprowadzane na śpiocha, jedzenie z zamkniętymi oczyma, po nim obowiązkowe długie tulenie i zasypianie na mamie. Około 7 Kazika można odłożyć obok i pospać do 8 J

I to naprawdę jest niesamowity porządek. Wcześniej wszystko następowało o każdej możliwej godzinie i pierwszy miesiąc to czas niemal bez snu. Co też nie wpływa pozytywnie na umiejętność ogarnięcia przestrzeni J
Ten względny porządek to nie tylko kwestia przystosowywania się dziecka do życia. To również sprawa przystosowania się mnie do dziecka. Czynności, które początkowo zajmowały mi tyyyle czasu (choćby zwykłe przewinięcie – gdy zdejmuję pieluchę Kazik osikuje wszystko wokół, szykuję więc nową pieluchę, rozbieram go, wycieram, ściągam z przewijaka zasikane podkłady, a gdy leży już na czystym i suchym podkładzie, a ja w ręku trzymam nowego bodziaka – jego pęcherz znów ożywa i zasikuje nie tylko wszystko pod sobą, ale również mnie i czysty ciuch. W ten sposób przewijanie może rozwlec się i do następnego karmienia, jeśli niedajboże po drodze wkradnie się jeszcze robienie kupy lub ulanie, i pochłonąć kilka pieluch które jeszcze mogłyby się nadać i kilka zmian ciuchów, które nawet nie zdążą być zapięte) stały się rutynowe i zaczęły go zajmować dużo mniej – wprawa jest kluczem do sukcesu. A na to potrzeba czasu i praktyki, nic innego.

Początkowo nie umiałam też znaleźć czasu na NIC innego niż Kazik. Wraz z porządkowaniem rytmu dobowego i zwiększaniem umiejętności ogarnięcia Kazika w krótszym czasie – znajduje się czas również na zajęcie się mieszkaniem. Samą sobą jeszcze niestety niekoniecznie, ale liczę na to że to jeszcze przyjdzie z czasem.
I tak: jeśli uda mi się wstać przed Kazikiem to odkładam do szafek suche po nocnym zmywaniu naczynia, wycieram blaty. Raz w tygodniu staram się wówczas dokładnie wyszorować zlew i kuchnię, raz w tygodniu umyć sanitariaty w łazience. Rano myję się i ubieram w biegu, w okolicach pobudki Kazika. W trakcie jego popołudniowej drzemki odkurzam albo myję podłogi albo… idę spać razem z nim. Nie robiłam tego przez pierwsze tygodnie i to był błąd – mama ma czas spać wtedy gdy dziecko również śpi. Jeśli tego nie robi to zamienia się w zombiaka. Zombiak nie umie się dobrze zająć dzieckiem. A więc w trakcie drzemki my również śpimy – to bardzo ważna mądrość! Część drzemek wykorzystuję jednak w pierwszej kolejności na pranie, prasowanie, składanie prania, porządkowanie. Następny czas dla siebie mam dopiero po położeniu Kazika spać – o 21.30 wstawiam obiad (zupę jemy o 15-16, drugie danie dopiero wieczorem) i do 22.30 jemy kolację, oglądając głupi serial i podsumowując co się danego dnia wydarzyło. Następnie – zmywanie, mycie kuchenki, szybki turboprysznic, herbata, czasami nawet umycie włosów. Zanim młody się obudzi obchodzę całe mieszkanie i porządkuję po całym dniu – porozrzucane koce, pieluchy, porozstawiane nie na miejscu rzeczy, rozrzucone ubrania itd.
Po karmieniu o północy albo padam spać, albo napiszę coś na bloga (ten wpis powstaje na 3 raty i zwykle koło 3 w nocy), albo czytam ulubioną grupę matek na FB, raz w tygodniu sprzątam (tak, zdarza mi się sprzątać między północą a 3 nad ranem….). Raz na 10 dni zamawiam większe zakupy w markecie internetowym. Po dostawie wieczorem marynuję mięsa, dzielę warzywa, pakuję porcje obiadowe i mrożę – dzięki temu później codziennie udaje mi się wyrobić z obiadem, który zwykle przygotowuję na dwa dni.  Raz na 3 tygodnie zapasy dla Kazika w aptece internetowej – zwykle również w nocy.

I codziennie to samo. Na spidzie. Od nowa. Do znudzenia. Ale codziennie mamy dwa ciepłe posiłki, względnie czyste i poprasowane co trzeba, względny porządek. Mieszkanie świeci przykładem tylko raz w tygodniu, gdy akurat uda się zgrać dzień bez prania, po prasowaniu, po wytarciu kurzu, umyciu kuchni, łazienki, odkurzaniu… itd. Nie udaje się każdej z tych czynności wykonać codziennie, ale udaje się znaleźć taki dzień tygodnia gdy wszystkie one się nakładają – i to uważam za sukces. A więc jego podstawą jest umiejętność odpuszczenia sobie.

I tak nie dacie rady zrobić wszystkiego i o każdej dowolnej porze. A więc czasami trzeba machnąć ręką i iść z dzieckiem na spacer, zostawiając za sobą bałagan w mieszkaniu. A później wrócić, poprzytulać się i wspólnie zasnąć.

Sobie i wszystkim matkom życzę znalezienia równowagi i spokoju ducha! J

A jak znajdę jeszcze czas na ogarnięcie samej siebie, a później wrócenie do pracy i ogarnianie tego wszystkiego równocześnie to uznam to za olbrzymi sukces!

Pokrowiec na telefon - pomysł na Dzień Ojca :)

Wiem, wiem, do Dnia Ojca jeszcze masa czasu... ale pomysł może być wykorzystany na dowolny inny dzień z okazją lub bez :) W obecnych czasach telefony komórkowe są coraz cieńsze i równocześnie coraz większe. Tym sposobem Tata Kazika nabył nowy gadżet znakomitej wielkości, która spowodowała niemożność zmieszczenia go w jakiejkolwiek kieszeni a także pokrowcu.

Możnaby takiż dokupić - jednak o ile przyjemniej jest zrobić komuś prezent własnoręcznie! :)

Wystarczy odrobina filcu i fantazji!

Jak to się robi?

Będziecie potrzebować:
- filc - najlepiej w dwóch różnych kolorach, o wymiarach taki aby zmieścić telefon
- ewentualnie ozdoby - ja wykonałam aplikację również z fragmentów filcu
- klej szewski - przezroczysty i elastyczny
- igłę i nici

1. Odmierzacie telefon i zakładacie po 5 mm nadmiaru z każdej strony. Docinacie filc - najlepiej przy wykorzystaniu maty kreślarskiej, ostrego nożyka i linijki (aby wyciąć proste linie).
Ja wykorzystałam dwa kolory filcu - czarny na warstwę zewnętrzną oraz zielony na warstwę wewnętrzną (aby powłoka pokrowca była grubsza i zapewniała większą amortyzację dla telefonu), wycięłam więc 4 prostokąty, z czego wewnętrzne były odrobinę mniejsze.

2. Sklejacie wartswę wewnętrzną i zewnętrzną przy użyciu kleju szewskiego, wkładacie między dwie warstwy (np. szklane deski do klejenia - filc nie powinien się do nich przykleić nawet jeśli klej przecieknie) i przykładacie czymś ciężkim (np. książkami) na kilka-kilkanaście godzin.

3. Przygotowujecie aplikację do naklejenia na pokrowiec. Ja wykorzystałam w tym celu symbol Domokuna, który miałam już gotowy - wcześniej przygotowywałam filcowe breloczki w tym kształcie.

4. Naklejacie aplikację na warstwę która ma być wierzchem pokrowca. Ponownie przyciskacie.

5. Po wysuszeniu kleju obie warstwy delikatnie prasujecie żelazkiem (na opakowaniu kleju znajdziecie instrukcję dotyczącą sprasowywania - temperatury i czasu prasowania).

6. Wnętrze warstw smarujecie cienką warstwą kleju tuż przy 3 krawędziach, składacie je równo i przykrywacie ciężkimi przedmiotami - klej przy krawędziach będzie dodatkowo scalał pokrowiec przed zszyciem krawędzi nitką.

7. Po dokładnym wysuszeniu całości zszywacie 3 krawędzie (dodatkowo można obszyć osobno 2 krawędzie górne) - maszynowo lub ręcznie, w zależności od efektu który chcecie uzyskać.

Pierwszy miesiąc dziecka - must have

Pisałam wcześniej o tym, jak powinna wyglądać wyprawka dla noworodka - na podstawie informacji znalezionych w internecie, porad rodziców i znajomych, komentarzy zawartych na forach itd. Jednak pierwszy miesiąc wspólnego życia zweryfikował i te dane :)

Co w naszym wypadku sprawdziło się najbardziej, z czego korzystamy na codzień, bez czego nie wyobrażam sobie życia świeżo upieczonej mamy?


Ubranka

Nie wyobrażam sobie życia bez pajaców! Takich z rozpinanymi obiema nogawkami. Podczas pierwszych dni, gdy bałam się w ogóle podnieść małego aby go nie "uszkodzić" ubieranie go w cokolwiek wkładanego przez głowę było mordęgą. Podobnie wykręcanie tych maleńkich rączek i wciskanie ich w rękawy umieszczone nad głową - koszmar! Pajace są idealne - kładziecie na takim rozpiętym dziecko, po czym z łatwością chowacie wszystkie kończyny i zapinacie całość. No, delikatną mordęgą może być zapinanie pierdyliarda zatrzasków w środku nocy - wówczas na pewno coś pójdzie nie tak i rano zauważycie, że maluch zapięty jest bez ładu i składu :)

Polecam aby to właśnie pajacyki stanowiły większość wyprawki na pierwsze dni - zarówno do szpitala jak i do domu. Gdy nabierzecie wprawę - wówczas zaczniecie ekspetymentować z innymi ubrankami :)


Pielęgnacja

Dobrym pomysłem okazało się kupienie kilku rodzajów pieluch i sprawdzenie jak na nie reaguje maluch - np. po jednych z nich dostał odparzeń i wysypki, po innych skóra była bardzo ładna, a zapachy i wilgoć dobrze wchłonięte. Polecam więc kupienie kilku małych opakowań "jedynek" na początek i sprawdzenie jak na nie reaguje skóra Waszego noworka.

Jeśli chodzi o kosmetyki, na codzień używamy linomagu na zmianę z bepantenem (do higieny okolic odbytu, nawilżania skóry pośladków i nóżek), zasypki/pudru Johnsons&Johnsons (do zasypania odparzeń pachwin jeśli się pojawią oraz popularnych odparzeń fałdów skórnych na szyjce - uwaga! przed użyciem zasypki musicie skórę dobrze umyć gotowaną wodą i dokładnie wysuszyć), kremu ochronnego Bambino - na buzię, przed wyjściem na dwór w chłodniejsze dni.

Dodatkowo nie wyobrażam sobie dnia bez:
- podkładów na przewijak - pomagają utrzymać go w czystości, odizolować dziecko od tworzywa przewijakowego oraz szybko uporać się z problemem w wypadku zasikania :)
- płatków kosmetycznych - mniejszych do czyszczenia oczu i buzi i większych prostokątnych do czyszczenia pupy (nie używamy gotowych nawilżanych chusteczek ze względu na ilość chemii w nich zawartą - jedynie gotowanej ciepłej wody)
- octaniseptu - idealny do czyszczenia kikuta, a później świeżego pępuszka, ale przydał mi się również podczas zapalenia sutków czy dbania o ranę po cięciu cesarskim
- patyczków do uszu - jednak wykorzystywanych do dbania o higienę kikuta i pępka :)
- woreczków zapachowych na pieluchy - pięknie pachną i zabijają wszelkie nieprzyjemne zapachy, dzięki czemu mieszkanie pozbawione jest "swądu szczocha"
- soli fizjologicznej - idealna do przemywania oczek w wypadku zaropienia, jako krople do nosa w wypadku kataru lub problemów z oddychaniem
- wanienki i gąbki którą umieszczamy na dnie, dzięki czemu maleńki noworodek może leżeć swobodnie w kąpieli
- płynu do kąpieli - korzystamy z Hippa do ciała i włosów

Przydały się nam też:
- termometry - gdy dziecko płacze momentalnie się nagrzewa. Dopóki nie poznacie się nawzajem, spanikujecie tysiąc razy myśląc, że ma gorączkę. Warto mieć możliwość szybkiej wersyfikacji swoich lęków. Ja dla pewności wykonuję dwa pomiary - termometrem do stosowania pod pachę/doodbytniczo i doustnym w smoczku
- mielone siemię lniane - duża część noworodków dostaje po jakimś czasie wysypki, często diagnozowanej jako trądzik niemowlęcy - jednak nawet położnej może sprawić problem jednoznaczna diagnoza. Warto wówczas łagodzić objawy naparem: zalewacie łyżeczkę mielonego siemienia lnianego połową szklanki wrzątku i korzystacie z tego naparu cały dzień, rozcieńczając niewielkie ilości jeszcze mniejszą ilością wrzątku aby uzyskać letnią emulsję do przemywania - wystarczy namoczyć wacik i przemyć skórę, a następnie pozostawić do wyschnięcia. Efekty widoczne są już po 1-2 dobach
- proszek i płyn do prania Lovela, płyn do płukania
- krem Maltan - tak, nie tylko na zmęczone karmieniem sutki, ale również jako.. krem na wysuszone i popękane usta maluszka


Kolki

niestety nas nie ominęły. Tu metody są różne i znajdziecie kilka różnych zestawów, które mają zmniejszyć dolegliwości. U nas sprawdzają się (z rzeczy do kupienia, bo poza tym polecam masaże, ciepłe okłady, dużo kontaktu brzuch do brzucha i uspokajania dziecka):
- probiotyk Biogaja - pierwsze efekty mogą wystąpić już po pierwszej dobie od podania, najczęściej zaleca się podawanie przez 2-3 miesiące
- krople Espumisan 100 - podobno po zużyciu jednej butli będziemy mogli już z niego rezygnować
- termofor - do rozgrzewających okładów
- butelka Lovi - ze smoczkiem imitującym sutek kobiecy, wymuszającym odruch ssania jak podczas ssania piersi - uniemożliwia łapczywe jedzenie i minimalizuje ilość połykanego wówczas jedzenia. Dla mnie numer jeden, dużo lepszy od butelek antykolkowych które już zdążyliśmy przetestować
- rumianek - delikatny napar z rumianku podawany do picia, napar z kopru u nas się nie sprawdził


Inne

- kocyków nigdy dość :) Już pisałam, że biją początkowo wypatrzone przeze mnie rożki na głowę. Dobrze mieć ich kilka - u nas zwykle kocyki są rozłożone w newralgicznych miejscach mieszkania (sypialnia małego, nasza, salon) i w wózku, a zawsze jakiś się zabrudzi :)
- pieluchy tetrowe - niezastąpione do wycierania buźki i podczas odbijania po jedzeniu
- pieluchy flanelowe - czasami warto położyć niemowlaka na czymś innym niż sztuczny kocyk, flanela jest ciepła i miła dla skóry
- cążki i nożyczki do paznokci
- szczotka do włosów
- karuzela na łóżko lub cokolwiek z muzyką/kołysankami co będziecie mogli włączyć podczas usypiania